Obudzilem sie dosyc wczesnie, biorac pod uwage "cieple" - hotelowe warunki spania. Spakowalem sie, oddalem pokoj oraz zjadlem "chinszczyzne". Za wczorajsza rada poszedlem od samego rana szukac transportu do Bayan - Uul. Udalo sie znalazlem busa, kierowca powiedzial, ze jedzie kolo 12 lub 13 (w duchu pomyslalem pewnie 15) czyli mam jakies 6-7 godzin czekania. Obserwowalem ludzi, poszedlem sobie kilkukrotnie na pobliski market. Z racji bliskosci do Chin wypelniony tanim chinskim badziewiem, a liczylem na jakies mongolskie pamiatki. Zalezy mi aby kupic jakas dobra skozana kurtke oraz ichniejsze buty, ktore wygladaja super. Niestety poprzestalem na kupieniu wody i paru pierdol do jedzenia na droge. Poszedlem do auta gdzie juz byly moje bagaze. Kolo 12 za "namowa" lokalesa poszedlem cos zjesc do baru. Wybralem mieso z ryzem, a do picia coca-cole dla lepszego trawienia. Po zjedzeniu mialem duzego stresa przez moment poniewaz nie malem malego plecaka przy sobie. Myslalem, ze ktos mi go ukradl po tym jak oblecialem okolice (nadzieja umiera ostatnia) jak ochlonalem, przemyslalem wszystko poszedlem sprawdzic czy w busie go nie zostawilem i ku mojej duzej radosci plecak spokojnie lezal na siedzeniu. Z racji tego, ze bylem pierwszy "wygadalem" na migi siedzenie obok kierowcy - najwiekszy luksus w takim transporcie. Naczytalem sie jak to kierowcy upychaja ludzi i towar na zasadzie "ile wlezie" a do przodu malo wlezie. Wyjechalismy z miasta dopiero okolo 16, poniewaz co chwile jakies pudla i kartony ladowaly w busie. Droga minela monotonnie, dookola sam step, trawy, trawy i nic wiecej. Czasem mijalismy jakies samotne jurty, stada krow, koni lub wielbladow. Na drodze spotkalismy chyba cztery zepsute samochody, wyprzedzilismy moze dwie ciezarowki. Dopiero pod koniec krajobraz sie zmienil na bardziej pagorkowaty, a nawet gorzysty (okolo 1500 - 2000 m wysokosci) i pojawily sie nawet drzewa w bardzo malej ilosci. Dotarlismy na miejsce i jeszcze tylko musialem sie dogadac jak jutro dojechac do kolejnej wioski oraz gdzie mozna rozstawic namiot. Na migi, slowkami w przewodniku jakos sie to udalo z trudem zrobic. Kierowca, ktory ku mojemu zaskoczeniu wlaczyl ksenony, podrzucil mnie pod pobliski stadion wykorzystywany chyba na festiwalu "nadam". Namiot rozbilem na trybunach takze dzisiaj sie na rownych deskach. Zjadlem jeszcze kolacje i szybko spac bo jutro wedlug tego co mowili jakies auto jedzie do Narovlin chyba o 12 albo o 14, najlepiej to musze sie sam jutro dowiedziec.