Dzisiaj tak aprawde nic ciekawego sie nie dzialo poza podroza pociagiem do Chilbasan. Odleglosc wynoszaca okolo 200 km "udalo" sie pokonac w "zaledwie" 8 godzin. Pociag w tempie iscie slimaczym pokonywal stepy Mongolii. Krajobraz za oknem niezmienny przez cala droge - trawy, trawy, trawy po horyzont z kazdej strony - pustkowie. Czasem jakas osamotniona jurta, kolo niej troche zwierzat, czasem jakies male jezioro a nad nim krowy, wielblady i jakies ptaki. Monotonnia do bolu, taki wlasnie w wyobrazni mialem krajobraz Mongolii. W trakcie podrozy zjadlem kupione w pociagu dwa chinskie kubki oraz przyswoilem sobie odrobine alfabet mongolski aby chociaz umiec przeliterowac nazwy wiosek i miast lub tez jakis hoteli czy bankow. Jechalem po rosyjsku tzw "obszczajem" czyli najnizsza klasa za 4000 T czyli okolo 2€, starym rosyjskim wagonem. Byl tez drugi i ostatni wagon z klasa tzw "plackarta" ale za 9000T. Pociag na kolejnych stacjach a bylo ich chyba 3 lub 4 dokladal kolejnych pasazerow az bylo calkiem pelno, duszno i smierdzialo do tego male dzieciaki ciezko znoszace juz podroz i wrzeszczace co sil w plucach. Meczace te 8 godzin jak niewiem co. W koncu dojechalem jest 21.00, kobieta poznana wczoraj wziela mnie do samochodu i razem pojechalismy do miasta. Na perwszy rzut oka totalne przeciwienstwo tego co bylo w Chuluunkhoroot. Jutro pewnie poznam je lepiej. Poki co podwiezli mnie pod hotel, ktory mialem na mini planie miasta, zaplacilem za podwozke 4000T (!!) - masakra i wzialem plecak i poszedlem w strone rzeki rozbic namiot. Niestety po drodze blyskaly mocno pioruny i nie chcac ryzykowac zmokniecia wybralem zaciszne miejsce i szybko rozstawilem namiot. Jutro rownie szybko bede go musial zwinac bo w sumie niewiem gdzie jestem. Jest cieplo i poki co jeszcze nie pada, ale podczas jazdy trzy razy padalo intensywnie ale krotko. Dobranoc!