11.08 - MADRAS - Chennai czyli transfer na Sri Lanke
Dolecialem do Chennai zgodnie z planem pare minut po 20.00. Wyszedłem z terminala i poszedłem w kierunku międzynarodowego terminala z nadzieja ze bedzie lepiej, wygodniej i czysciej oraz z papierem w toalecie.
Wchodząc do terminala zobaczyłem ze są bramki do check in i są stanowiska immigration. Zdobyłem papierek dla immigration i poszedłem po pieczątkę. Pani zdziwiona ze jestem u niej skoro mam lot dopiero jutro, najpierw muszę sie odprawić dostać kartę pokladowa a dopiero wtedy idziesz człowieku i zalatwiasz immigration. Dla mnie to oznaczało ze mam kolejna nocke na terminalu bez dojścia do wymarzonych wygod. Rozgladajac się na około a tu hala, mało krzeseł które wszystkie są pozajmowane i wogole nie ma spokojnego miejsca żeby się rozłożyć. Cóż jak zawsze najpierw kocyk lufthansy na podłogę (po paru godzinach i tak się obudzilem z zimna :( ) ubralem kurtkę głowa na plecak, mały plecak koło siebie i w kimono bo tu naprawdę nie ma co robić. Są dwa małe sklepiki jakaś piekarnia i tyle.
Było koło 21 jak się polozylem, ok 1.00 zrobił się taki harmider ze mnie obudzili wszyscy, chyba kilka samolotów odlatywalo. No cóż porażki kolejny odezwał się żołądek :/ , w toalecie brak papieru u mnie w kieszeni na szczęście pare chusteczek. Wziąłem tabletkę i za chwile przeszło do tego wszystkie jakoś poczułem się dziwnie tak profilaktyczne wziąłem aspirine c i gripex'a żeby się nie rozłożyć i poczułem jak moj organizm zaczyna walkę na szczęście jak się rano obudzilem było wszystko ok.
W miedzy czasie obok mnie rozłożył się jakis młody białas. Jeden z kilku bialasow obecnych. Zaczęliśmy rozmawiać ze sobą i tak przegadalismy dobre 2 godziny. Okazało się ze Rollo jest z Londynu, ma 20 lat i tez już dużo zdarzył zobaczyć. Był w USA, Ameryce Południowej gdzie nauczył się hiszpańskiego, i tak wędruje po świecie jak ma wolne a w Anglii lepiej rożne prace żeby zarobić kasę - głownie gdzies na farmie.
Przyszła kolej na Rollo żeby sieci odprawic a ja rozlozylem się z myślą ze odpoczne i za chwile znowu pogadamy. Niestety momentalnie uciął mi się film i obudzilem się dopiero rano kiedy stojący nade mną wojacy pytali kiedy mam wylot i gdzie. Po chwili dali mi spokój. Zobaczyłem zawieszke od kolegi z adresem email i wiadomością żebym się odezwał jak będę w Londynie lub Manchesterze - jak miło :))) Poszedłem dalej spać. Wstalem przed 8.00 bo znowu zaczal się ruch. Moj organizm się zregenerowal, poczułem się lepiej, żołądek mnie nie boli a i to jakieś dziwne przeziębienie mi przeszło. Dotrwalem Hindusa siedzącego obok żeby mi dał swój numer komórki żebym mógł za darmo przez 20 minut :/ skorzystać z internetu wkleilem na bloga zapiski i internet się skończył teraz muszę dorównać kogoś innego - może się uda :))
Czekam na swój lot, bramki maja otworzy jakieś 3 godziny przed czyli koło 10.00 jeszcze tylko 2 godziny czekania. Sam właściwie nie mogę się doczekać kiedy wezmę prysznic i kiedy bedzie cieplej bo kurde na terminalu nie oszczędzają na klimatyzacji i zimno jak cholera. Kiedy wreszcie będę miał jakieś przyzwoite łóżko i kiedy zrobię pranie bo jak otwieram plecak to szkoda gadać :/ a no i kiedy kupię jakis papierek do pupy :-D
Jesli chodzi o lotniska w Indiach to najlepiej być 3-4 godziny wcześniej ponieważ procedury są KOMPLETNIE inne niż te w Europie. Jest mnóstwo kolejek przez które się przechodzi także lepiej być wcześniej. Teraz zamykają gate'y nawet godzinę przed odlotem (!!!) dla mnie absurd no ale cóż. Mnóstwo razy trzeba pokazywać wojakom paszport i bilet, który trzeba mieć koniecznie wydrukowany bo nie wierzą w to co widza na telefonie i ciężka droga przed tym kto myśli że jak jest w komórce zdjęcie to się da - owszem tak ale trzeba się nagadac a jak bedzie uparty palant z rządzą pokazania kto i gdzie to nic nie zrobisz. Na szczęście na lotnisku można zrobic wydruk za 50rs.
Idę z nudów umyć zeby :)