30.07 - VARANASI
No i stało się. Długo się zastanawiałem kiedy i mnie dopadnie, powiedzmy zemsta Mahatmy. Otóż dopadła mnie dzisiaj w okolicy 6.00 kiedy to poczułem jakby ktoś włączył program wirowania w moim żołądku. Najpierw powtarzalem jak mantrę "już dobrze moj brzuszku" ale i tak po pewnym czasie się poddalem i polecialem do kibla w pociągu. Najpierw z jednej strony tylko "Indian style toilet" podobnie jak w Japonii - czyli na "Adasia". Potem ledwo dolecialem na drugi koniec wagonu a tam na szczęście jeden był "western" - ufff. Cóż warunki...kto by się tym teraz przejmował. Naszczescie miałem papier rozlozylem na "latalacej" desce i... :))) nie ukrywam ale byłem niezłe zdziwiony gdy z kranu poleciała woda bieżąca i było mydło w płynie (!!) także można było ręce umyć. Wróciłem. Za jakis czas powtórka... Stwierdziłem jednogłośnie ze bez tabletek nie dam rady. Do akcji :) na poczatek węgiel 5 tabletek a na dokładkę nifuroksazyd (koniecznie trzeba mieć ten mocniejszy- 200mg na receptę) 2 tabletki a na "deser" gastrolit uzupełnienie elektrolitow itp. Po pewnym czasie znowu powtórka- sprint pomiędzy wystajacymi rekami, nogami i głowami. No i 3 tabletka nifuroksazydu (na dobę można maks 4) i modly aby wreszcie mnie zakorkowalo. Póki co mam spokój ale przez pewien czas będę jadł tylko biały ryż- niech sobie brzuszek odpocznie :) . A wszystko przez to ze we wspomnianej wcześniej restauracji zjadłem jakiegoś kurczaka z ryżem i w sosie słodko-kwasnym. Myśle, ze ten sos mi zaszkodził.
Wczoraj wieczorem postanowiłem ze się zbuntuje i nie zapłacę 150 rs za transport do stacji pociągów. Niestety w pobliskim hotelu nikt nie chciał jechać ze mną i postanowiłem ze się przejde - bagatela 8 km. Hmmm moj bunt trwał krótko, co prawda deszcz monsunowy już przeszedł ale dalej coś padało i jak się okazało dosyć mocno. Na szczęście dla mnie podjechał jakis tuk tuk i po targach zszedlem do 80 rs. Sama stacja mała. Chciałem kupić wodę ale nikt nie miał wydać z 100 rs (woda 15rs) zawsze trzeba mieć przy sobie jak najwiecej 10,20,50 a najgorzej jest z 500. Nikt się nie przejmuje - nie wydam Ci i tyle. Szukaj szczęścia dalej. Udało mi sieci wygrzebac z którejś kieszeni ostatnie dwie dziesiątki i stałem się szczęśliwym posiadaczem wody :P . Na całej stacji tez pytałem i nikt nawet na mnie nie spojrzał - wrrr !!
Pociag przyjechał jakieś 40 minut wcześniej i można było się spokojnie rozpakowac. Moje miejsce było koło koreanczyka - Chana, którym tez do Khajuraho przyjechałem oraz obok dwóch francuzek Evy i Amell. Ustalilismy ze razem będziemy się trzymać w Varanasi. Super jakieś nowe towarzystwo :)) . Jest naprawdę wesoło i śmiesznie. Standart pociągu jak ostatnio, m razem mam kuszetke w środku - mało komfortowo, tak trochę klaustrofobicznie. Lepiej mi było na samej górze. Spanie do momentu głównego póki co wydarzenia dnia było ok. Potem już tylko lezalem i mantra "już dobrze moj brzuszku". Teraz tylko uzupełnić zapasy papieru i można dalej jechać :) .
Póki co mamy dosyć dusze opóźnienie bo około 2 godziny. Z racji tego ze po drodze staliśmy w polu pare razy i to długo chyba po to żeby przepuścić inne składy. Najbliższy plan to znaleźć spanie, zrobic pranie, zjeść ryż (zaczyna mnie ssac w żołądku - czyli mam nadzieje ze już bedzie tylko lepiej). Wypilem gorącej słodkiej herbaty masala i mi się polepszylo.
Aaaa wieczorem zacząłem myśleć na pd spodniami "idealnymi" do podróży. Mam zapisana koncepcje co gdzie jak biorąc pod uwagę doświadczenia i zobaczymy może uda się takowe uszyć.
Dojechalismy faktycznie prawie 2 godziny spoznieni. Pierwsze co nas dopadlo na stacji to oferty o podwozke. Standardowe hasło ze jest festiwal i ze wszystko jest full itp. itd. Tym razem nie dałem się wciągnąć w niepotrzebne gierki. Znalezienie tuk tuka dla naszej czwórki zajęło nam dość dużo czasu, najpierw pojechaliśmy do jednego hotelu co się okazało ze ceny są dwa razy większe niż w przewodniku. Potem zawieli nas do innego guesthouse'a tym razem był pełny. W końcu postanowiliśmy zapłacić za tego tuk tuka i się go pozbyć. Plecaki na plecy i zaczęliśmy sami szukać noclegu. W okolicy jest bardzo dużo (!) roznych hoteli/guesthouse'ow/hosteli trzeba tylko sprawdzać standard i cenę. W końcu dotarliśmy do jednego -Kedar Paying Guest House gdzie widać było ze jest naprawdę czysto, łazienki w kafelkach i naprawdę przyjemny właściciel. Wybraliśmy 2 podwójne pokoje z klimatyzacja (!!) za 950 rs za pokój za noc. Czyli na osobę wychodzi 475rs a to za taki standard naprawdę mało. Dzięki temu ze się zgadalismy w pociągu.
Po zimnym prysznicu, oddalem swoje brudy do prania, kupiłem papier :) poszliśmy na spacer po mieście. Poszliśmy do jakieś restauracji przy samym Gangesie żeby coś zjeść. Potem wunajelismy lodke i poplywalismy 2 godziny na Gangesie, aż do zachodu słońca. Kosztowało nas to 200rs za osobę. Na początku niezbyt mi się podobało, bo była stara, facet wioslowal, i myślałem ze niewiele zobaczymy. Ale z czasem wszyscy cieszylismy się ze tak trafiliśmy o miało to swój urok i klimat :) patrząc na inne "lepsze" łódki z motorkiem pływające obok byle szybciej byle wiecej. Nasza była tylko dla nas i bez zbędnego pośpiechu obejrzeliśmy sobie Varanasi od strony rzeki. Widzieliśmy ghaty, kremacje (widać było tylko płomień) , piękny zachód słońca. Na koniec każdy z nas puścił tradycyjny bukiecik z świeczka (10rs) i poplynelismy spowrotem z przygodami. W pewnym momencie osiedlismy na mieliznie ! No cóż chłopcy się gimnastykowali a my podziwialismy widoki :)
Sam Ganges nazywany rownież Ganga jest faktycznie bardzo brudny, ale ja myślałem ze jeszcze do tego bedzie bardzo smierdzialo ale tak nie było. Na koniec wybraliśmy się na spacer po mieście, niestety wąskie i bardzo Kreta uliczki powodują ze człowiek bardzo szybko się gubi, trzeba bardzo uwazac(!) udało nam się dotrzeć do jakieś głównej, poszliśmy do restauracji napić się czegoś . W drodze powrotnej spotkaliśmy rosjanina, który od trzech(!!) lat siedzi w Varanasi i studiuje filozofię indyjska a zostało mu jeszcze 2 lata. Dzięki niemu bez problemów trafiliśmy do naszego hostelu. Niewiem jak można w tak bardzo syfiastym mieście wytrzymać tyle czasu ale z drugiej strony nie ma lepszego miejsca na świecie żeby studiować filozofię.