JAMMU
Dzisiaj zaczynam swoją dalsza podróż po Indiach. Trochę mam stracha tak opuszczać znane mi już tereny i bezpieczne. Ale trzeba ruszyć dupsko :) Umowiony z Szefem byłem na 6.30 tak tez się obudzilem i czekałem wiernie do 7.30 po czy jednego z wielu mieszkańców domu spytałem gdzie On się podziewa i kiedy pojedziemy do busa. Po czym dostałem śniadanie w postaci jajka i chleba oraz dzemu i herbaty z poleceniem nie martwienia się. Normalnie zapomniałem o "Indian time" a już powinienem wiedzieć i pamiętać. Wygrzebalismy się z domu nieco po 9.00 (!!!) ja przerażony ze na pociag z Jammu do Agry nie zdarze a Szefu nic tylko się przy mnie oblesnie rozciagnal podrapal tu i tam i powiedział ze możemy już jechać. Wziąłem wszystkie swoje klamoty i heja do boju.
Dotarliśmy na miejsce skąd odjezdzaly auta - taxi do rożnych miejsc, wybrana została dość ładna toyota taka 7 osobowa . Na pokładzie już były 4 osoby ja 5 i brakowało jeszcze jednej do tej mojej ostatniej kanapy. Po nawolaniach w stylu "JAMMUUUUU !!!!!!!!! JAMMUUUUUUUU !!!!! " w końcu się znalazł ostatni koleś. Ja już wielce ucieszony bo to już dobrze po 9.30 było ze wreszcie ruszymy a tu nici kolego przecież jest jeszcze jedno miejsce z tylu na chuda, koscista hinduska dupę. Znowu czekanie, nawoływanie i skończy się znalazł - wpasowal się idealnie miedzy nas aż zaskoczyło kość o kość ! Wtem krzyk, wrzask, kłótnia, szarpanina i bedaka ktoś za fraki i wyciąga z auta ! Nie wiadomo o co poszło. Znowu czekanie... w aucie duszno, wszystko zaparowane jeszcze było przeparkowywanie. Nagle się rozpadalo (dobrze ze założyłem pokrowiec teraz ciekawe tylko czy wytrzyma). W końcu o 10 z minutami ruszamy, ku mojemu zdziwieniu wsiadł zupełnie kto inny niż dotychczas - typowy "Indian style" - nikt nic niewie. Doprosić się nie mogę o to żeby zawinal jakis sznurek czy coś żeby nie zgubić plecaka z dachu. Dopiero po paru minutach kierowca się zatrzymał, kupił sobie picie i wdrażać się niczym małpa na dach samochodu poskakal i było gotowe. Jedziemy.
Z Srinagaru do Jammu jest chyba około 400 km jak na Indie nie dużo. Ale z racji tego ze cała droga jest poprowadzona po zboczach gór jazda zajmuje przynajmniej dwa razy tyle. Widokowo jest to trasa PRZEPIEKNA !! Można podziwiać kolejny kawałek Kaszmiru. Raz pielismysie do góry raz na dół, po drodze mijalismy rozmów kolorowe ciężarówki oraz autobusy ledwo jadące. Droga bardzo kreta, odcinek prosty dłuższy niż 200-300m to rarytas.
No dobra zachwyt zachwytem ale teraz mieć o stylu jazdy. O tym ze wszyscy bez wyjątku na wszystkich tez bez wyjątku trabia to już wiem. Ale jak zobaczyłem ze nasz kierowca na ślepo zaczyna wyprzedzać ciężarówkę a z nad przeciewka nadjezdza inna prawie nie zszedlem na zawał. Ale jeden zwolnił drugi się zatrzymał a my przyspieszylismy i udało się. Przez chwile się zastanawiałem czy ten talibansko wyglądający mały facet z brzuszkiem za kierownica nie jest zamachowcem samobojca. Ale jakimś cudem (!) za każdym razem się kończyło wszystko dobrze. Pod drodze mijalismy różnego rodzaju zapachy, z ktorych można wyróżnić: spalone sprzęgła, przypalone hamulce, smażone kukurydze, gotowe mięsa w curry, pierdy w samochodzie :/ oraz co ciekawe można tez wyczuć specyficzny zapach trawy. Otóż marihuana w Kaszmirze rośnie sobie "wolno" niczym jakiś chwast nikomu (naprawdę !!) nie potrzebny, można ja wypatrzec w niemal każdym rowie ! Pytałem się dlaczego tak jest ale nikt nie umiał mi powiedzieć - poprostu dobre warunki a ze nikt nie pali - tak już jest. Kolejna ciekawostka były mijane małpy ( makaki ?!?) po drodze takie podobne do tych co można np w Maroku zobaczyć.
Pierwsza przerwę zrobiliśmy dość szybko - ku mojej nie skrywanej uciesze, ponieważ musiałem już od dłuższego czasu skorzystać z toalety. Przypomniało mi się jak doktor na anatomii na podyplomowce powiedział " proszę państwa jak się państwu zechce sikac to znaczy ze w pęcherzu macie jeszcze około 300 ml wolnej przestrzeni proszę nie panikowac ". Powtarzalem sobie to jak mantrę aż wreszcie dotrwalem. Bez pardonu obsikalem jakiś hinduskiej murek.... Mogłem jechać dalej. W miedzy czasie udało mi się pare razy zdrzemnac tak ok. 1 godziny. Potem krajobraz się zmienił na bardziej wyzynny. W końcu tak około 18.30 byliśmy w Jammu koło autobusów. po drodze z racji tego ze caly czas byliśmy blisko granicy z Pakistanem mijalismy bardzo dużo jednostek wojskowych, które cały czas przypominały gdzie jesteśmy.
Teraz nic "tylko" się dostać na stacje pociągów. Po namyśle - szkoda ryzykowac, postanowiłem ze wezmę tuk tuka i za 100 rs zawiózł mnie na miejsce. Po czasie facet się zatrzymał i powiedział jesteśmy, to tu. Ja przerażony wciagnalem nos i powiedziałem jako to gdzie ?? Widząc nieprzecietne ilości śmieci brudu i smrodu. No tam do góry i w prawo.
No nic plecak na plecy, drugi do przodu i heja idziemy. Dotarłem do wejścia coraz bardziej przerażony. Jest tablica (!) ale co z tego jak są na niej tylko ichniejsze znaczki !!! Moje przerażenie sięgnęło zenitu- nie dam rady pierwsze mi przeleciało przez głowę. Wsiade gdzieś do złego pociągu i się rano obudzi niewiem gdzie. Wyciagnalem bilet i tez wiele z niego nie wyczytałem, naszczescie jak trochę emocje opadły doczekałem się nazwy pociągu, numeru, wagonu i miejsca. Potem znaczki zmieniły się na te "normalne" i już wiem ze się jakoś polapie. Wdrapalem się po schodach i na wejściu stali żołnierze z karabinami i regulowali ruchem (!) spytałem się, wymowie robiąc minę i pokazując bilet czy dobrze trafiłem i czy to ten peron. Tak tak nic tylko czekać. Kiedy wszedłem na peron zobaczyłem TOTALNA (!!) dżungle ludzi, a ja bialas sam na obszarze kilkuset metrow kwadratowych. znalazłem toaletę (szkoda słów) - na zasadzie żeby tylko niczego nie dotknąć zrobiłem potrzebę. Jak wyszedłem spotkał mnie niesamowity prezent niespodzianka - WOLNE miejsce na ławeczce do siedzenia, szczęśliwy długo się nie zastanawiałem i jak usiadlem ok 19. Tak wstalem dopiero o 21.00 takie miejsce jest na wagę złota - wygodnie dla nóg, bezpiecznie w miarę bo od pleców mam ścianę. Wziąłem się za kurczaka w curry od Szefa. Pysznosci ale trzeba jesc palcami no trudno. Pychota ten kurczak tyle ze jestem cały upackany w żółtym curry łącznie nawet malym plecakiem. To był Moj ostatni posiłek nie chce ryzykować niespodzianek na trasie. Jeszcze tylko wypilem sok z jakiś zielonych cytrusow bardzo dobry zaspokaja bardzo dobrze pragnienie.
W końcu o 21.00 podjechał pociag, przerażony z biletem wieku przed chora innych Hindusów popedzilem jak najszybciej szukając odpowiedniego wagonu z biletem w ręku pokazywalem nr wagonu ale nikt nie mógł mu nic powiedzieć. Wtem nadspodziewanie ziemi wyskoczył jakiś inny backpakers i powiedział mi ze to tamten wagon. U cieszymy dodatkiem gazu wpadłem przpeychaljc się przed innymi do wagonu a tu ciemność !!! Już wcześniej zdarzyło się ze na całej stacji zgaslo światło dlategotez czołówkę miałem już na szyi założona. Teraz tylko znaleźć odpowiedni numerek kuszetki- jest 71 wzdłuż pociągu polozylem bagaże i czekam rozgladajac się. Wagon wyglada dosyć kosmiczne na suficie poterzne wentylatory, okna zasłonięte jakimś metalowymi kurtynami. Normalnie więzienie, dopiero po paru minutach zapaliła się światło i wentylacja. Ludzie się zaczęli rozkladac, ja przy okazji musiałem wytłumaczyć jednemu ze jego 72 jest na górze nie koło mnie. Po czym rozstawilem ręce i nogi tak żeby nikt nie zajął mojej miejscowki - trzeba walczyć o swoje na ponad 14 godzin podróży.
W końcu po 45 minutach z godnie z planem ruszylismy. Znalazłem patent dzięki czołówce jak otworzyć okno. Polozylem duży plecak pod nogami ku zdziwieniu wszystkich, mały plecak pod głowę i tak w pozycji na lodeczke polozylem się. Miałem duża pewność ze raczej nikt nie powinien mi się dobrać do niczego. Jeszcze przed zasnieciem przy czołówce poczytalem trochę przewodnik. A Roland wzbudzilem ciekawość wszystkich jak wciagnalem i nadmuchalem swoją poduszkę podróżą taka wokół szyi. ( ratunek dla głowy- jak się okazuje niezbędny !!) w sumie nie wiedziałem kto dla kogo jest ciekawostka. W końcu przy wszystkich otwartych oknach pomalo wszyscy poszli spać, ja powkladalem zatyczki do uszu- po pierwsze żeby mieć chwile spokoju po drugie żeby uszu nie załatwić. Jeszcze tylko kontrola biletu z paszportem i można iść spać. Przyjemnie wiaterek dmucha i nie wiadomo kiedy odplynalem. Przewracajac się kilkakrotnie (niestety się przebudzalem) dotrwalem do rana. Obudzilo mnie czujesz dupsko prawie na mojej twarzy(!) No cóż okazało się ze jesteśmy chyba kilka stacji od Delhi i pociag jest zapytany na maksa, trudno przodem do okna żeby mieć świeże powietrze i dalej w kimono ( zatyczki do uszu - rownież niezbędne ratują życie ).
W końcu spać się dalej nie dało i od mniej wiecej 10.00 byłem na chodzie. Nagle dotarły do mojego nosa zapachy, zgnilizna, coś smazonego, jakieś przyprawy no i moj własny smrodek - podnosisz pache- duży smród (fuuuuu) zamykasz pache - mały smród. Masakra !!! Czuje się oblesnie do entej potęgi a tu jeszcze 4 godziny drogi. Wreszcie dotarłem PUNKTUALNIE !!! do Agry o godzinie 13.50.