Geoblog.pl    pawman    Podróże    Grandtour - Indie 2012    Colombo - ostatnie westchnienie
Zwiń mapę
2012
16
sie

Colombo - ostatnie westchnienie

 
Sri Lanka
Sri Lanka, Colombo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13490 km
 
16.08 - COLOMBO

Obudzil mnie ruch uliczny o 6.00 rano. Dzisiaj mam lot do Chennai potem do Bangalore. 

W Kolombo powloczylem sie troche z plecakiem az bylem caly mokry i stwierdzilem ze to bez sensu. Zobaczylem tylko stara czesc miasta, okolice dawnego fortu, zreszta wszystko pozamykane bo pelno jakis urzedasow i innych wazniakow. Przekonalem sie po tym jak pewien wojak w stylu Rambo mnie gestami "przekonal" ze tedy sie nie chodzi i musialem sobie pojsc gdzie indziej. W koncu wybila 12 i musialem zaczac misje pt dotarcie na lotnisko. Sam dojazd autobusem nr 187 z napisem (koniecznie- bo sa tez bez- prżekonalem sie jadac jeden przystanek ) airport zajmuje dobre 1,5-2 godziny w zaleznosci od ruchu. Lotnisko jest polozone jakies 35km od miasta. 

Odprawilem sie i mialem troche czasu na wydanie ostatnich rupii bo jak sie przekonalem po check in juz nie ma banku i nie da rady nic z nimi zrobic. Oczywiscie kupilem herbate, magnes na lodowke i jakies tam pierdoly. Lecialem liniami Jetairways poki co najlepsze jak dla mnie tanie linie. Dostalem nawet (!) posilek za friko, wode i herbate z cytryna (!!!). Moj brzuszek az sie usmiechnal z radosci :)))

Teraz mam male mission imposible - przeskoczyc z international na domestic w 2 godziny. Biorac pod uwage mozliwosci Hindusow bedzie ciezko i mokro na plecach. Pierwszy stres jak wyszedlem i zobaczylem kolejke do immigration. Normalnie do jutra rana bedziemy stac i koczowac. Uruchomilem spryt i zaczalem sobie wedrowac do okienek, ze niby cos tam czytam i szukam. Jak sie okazalo dobry chwyt bo kilka okienek mialo pusto do kolejki, ludzie gamonie jak zawsze stoja w jednej lini jak barany przed nimi. W pewnym momencie wyskoczyl facet i zaczal pokazywac wolne miejsca i teraz - run Forest run !!! Plecak w reke i w nogi !!! Udalo sie jestem moze 10 , rozgladam sie a obok mnie jest jeszcze bardziej pusto wiec chyc w bok i jestem pierwszy. Nodobra teraz immigration, w Kolombo mnie straszyli ze dwa miesiace przerwy musi byc, niewiem wogole skad to sie wzielo bo jeszcze nigdzie mi sie to nie sprawdzilo gamonie nie wiedza co jest grane. Tlumaczylem kolesiowi przy check in ze nie ma czegos takiego i ze bylem w Nepalu 5 dni i nic nie mowili. A tamten zawolal przelozonego, musialem pokazac bilet powrotny Indie - Polska i wreszcie mnie odprawili. A tutaj w Chennai kilka pytan kompeltnei nie zrozumialych przeze mnie, usmiech pieczatka i milego pobytu w Indiahc zyczymy. A moj paszport wzbogacil sie o nowa pieczatke. 

Teraz juz tylko bagaz, sprawdzam czas jest okej. Pare minut czekania, pani celnik przytaszczyla sie do skanera na zapleczu i bedzie wstepnie selekcje robic a zeby celnicy mogli na bramkach przetrzepac dokladnie bagaz. Szybki rachunek sumienia i w sumie nie mam nic co mogloby ich skusic. Dobra -  moj plecka jest szybka wrzutka na plecy i w nogi. Znowu sprint z tak mniej wiecej 30 kg na barkach,  jestem jak pociag kto stanie przede mna ginie :)) nie ma szans na zatrzymanie - kolejny Hindus sie przekonal jak odskoczyl ode mnie z pelnym zdziwieniem. Okej mokry jestem przy wejsciu, tylko nie wyskakuj mi z "printout" - wydrukiem biletu. Oczywscie - gdzie pan ma printout?- a ja na to prosze pokazalem ipada i niech se czyta - mysle sobie zebys tylko umial ty pacanie. Popatrzyl posprawdzal i wpuscil. Jest ! Zegarek - przed 18.00 jest bardzo dobrze w pelnym biegu zatrzymalem sie przed skanerem bagazu glownego - przeszlo gladko. Na koniec na spokojnie do check in i jestem w systemie. Mokry jak szczur, pot kapiacy z kazdego milimetra mojego ciala, pachnacy tez pewnie nie jestem ale mam to w dupie. Naklejki, siedzenie, boarding pass, paszport i na kontrole bezpieczenstwa. Na szczescie tam kolejek nie bylo. Standart najpierw maly plecak, potem ja juz nawet nie wyciagam elektroniki na zewnatrz bo wiem ze jedni maja to gdzies inni sie czepiaja. Potem ja, bramk - piiiiii - jak zwykle trzeszczy. Reczny skan, facet jak mnie zobaczyl to napewno mu sie odechcialo macania :) pieczatka na boarding pass i pieczatka na zawieszce na plecaku i koniec !!! MISTRZOSTWO - ponizej 40 minut od wyjscia z busa do wejscia na terminal gdzie sa bramki.

Czuje sie jakbym skonczyl maraton. Na spokojnie do lazienki a tam moje wybawienie - suszarka do rak z opcja nadmuchu na twarz :) wzialem sie wysuszylem ku wielkiem zdziwniu i rozbawieniu innych. Caly t- shirt, wlosy plecy jestem suchy i moge isc do ludzi :) . Zjadlem kanapke z serem, wypilem herbate czarna gorzka - moj brzuszek sie ucieszyl ponownie. Wlasnie czekam na nastepny - to juz chyba piaty lot tanimi liniam w Indiach, staje sie juz mala wyga i wyprobowalem prawie wszyskie - Indigo, Jetairways, Kingfisher :) Doswiadczenie jak talala takiego w Europie nie znajde :))

Od jutra czeka mnie misja - kolejny maraton - powrot do domu. W skrocie : w nocy jade i spie a w dzien zwiedzam. Trasa: Bangalore - Hampi - Goa - Bombay - Ajanta - Ahmedabad - Jaipur - Delhi. Mam nadzieje ze bez niespodzianek bedzie. 
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
pawman
Paweł Mandryk
zwiedził 9% świata (18 państw)
Zasoby: 206 wpisów206 46 komentarzy46 589 zdjęć589 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
 
18.07.2012 - 26.08.2012