Dzisiejszy dzien spedzilem na wyspie Eu'a, a zaczalem go bardzo wczesnie tj. o 4.45 poniewaz mialem samolot o 6.30 a stawic sie na lotnisku trzeba bylo o 5.30 (!!), w agencji turystycznej, w ktorej kupilem bilet kobieta zaproponowala mi ze zalatwi mi transport jak sie okazalo bylo to sam wlasciciel tego biura, sympatyczny facet, troche porozmawialismy a na lotnisku dogadalem sie z nim ze za przywoz i odbior z lotniska zaplace 30 TOP niewielkie pieniadze a zaoszczedzam duzo czasu i wlasne nogi ];-))
Kiedy oddalem bilet do check in'u zostalem uprzejmie poproszony o staniecie na duzej wadze (podobnej do tej u lekarza) celem zwazenia siebie i mojego bagazu ;)) usmialem sie rowno no ale samolot jak pozniej sie przekonalem byl maly i poprostu mial limit kilogramow ( pasazerow bylo tylko 18). Sam lot trwal niespelna 6 minut ( slownie: SZESC ! ), lot byl spokojny choc czulem kazdy ruch rak pilota, lodowanie bylo OK troche podobne do tego na filmach, ciut nas zarzucilo w prawo potem w lewo ale pilot "doszedl do porozumienia" z swoja maszyna i wszystko sie zakonczylo szczesliwe ;))
Pierwsze co zrobilem to poszedlem pod tablice informacyjna i zrobilem zdjecie mapy wyspy, ktora sprawiala wrazenie odpowiedniej :)
Nastepnie zlapalem stopa a dokladnie stal koles swoim wozem i prawdopodobie chcial kogos upolowac zeby kasy troche wyciagnac niestety ze mna mu sie nie powiodlo... uscisk dloni i krotkie "dzieki" i papa. W ten sposob dojechalem do miejsca o nazwie Hideaway... czy cos w rodzaju rozwinietej ( jak na Tonga) agroturystyki. Niestety wlascicle sie okazal totalnym pacanem, ktoremu w glowie tylko pieniadze... Naciagacz jeden... niestety naciagnal mnie na 65 TOP co jest bardzo duzo a za ta cene dostalem sniadanie(bardzo dobre zreszta), butelke wody mineralnej, rower na caly dzien i 4 parszywe kanapki zrobione z tostow ktorych nie dalo sie zjesc :((( zniesmaczony poszedlem ok godz 9.00 zdobywac park narodowy na piechote a po 3h mial przyjechac po mnie ktos i podrzucic mi rower...
Zwiedzanie parku bylo bardzo uciazliwe, brak jakiejkolwiek logicznej mapki, porzadnego oznakowania czy uporzadkowanej sciezki do zwiedzania (wygladalo to tak jakby tajemnice tego parku znali tylko miejscowi i mialabyc tylko dla nich )
Mimo tego udalo mi sie dojsc do dwoch punktow widokowych i w nagrode dostalem widok na naschodnie wybrzeze wyspy razem z pieknymi klifami i lasem jedynym tego rodzaju w calym Krolestwie. Chwila zachwytu i trzeba szybko wracac bo juz jestem spozniony a przedemna dobre 45 minut szybkiego spaceru.
Kierowca z Hideaway'a czekal na mnie podrzucil mnie w kierunku nastepnej atrakcji Lakufa'anga gdzie dojechalem na rowerze po ok. 40 minutach zmeczony jak cholera (wode juz dawno wypilem a na mijescu nic tylko skaly) wjzad zamykala brama jak sie pozniej okazalo potrzebna po to aby zwierzeta nie wchodzily na ten teren i nie ginely w wulkanicznych skalach. Obszedlem skalny ogrod z bardzo ladna panorama a nastepnie podszedlem pod klif i zostalem oczarowany kolorem wody. Takiego blekitu mieniacego sie nigdy nie widzialem... szczegolnie gdy slonce wyszlo zza chmur. Usiadlem aby odpoczac i zobaczylem albatrosy brazowe szybujace majestatycznie po niebie. Zobaczeylem gdzie maja gniazdo i po zrobieniu zdjecia okazalo sie ze w gniezdzie jest jajo ;))). W drodze powrotnej zlapalem stopa i zostalem uratowany pysznym swierzo zerwanym kokosem, ktorego sok smakowal wysmienicie. W ten oto sposob zakonczylem swoja wizyte na 'Eua, wysepce ktora mnie bardzo urzekla swoim pieknem.